60 LAT I WCIĄŻ TEN SAM BAŁAGAN – CO NAPRAWDĘ SIĘ ZA TYM KRYJE?

KIEDY MĄDROŚĆ ROŚNIE, A PORZĄDEK WCALE

W teorii po sześćdziesiątce człowiek powinien mieć już wszystko „poukładane”. Dzieci odchowane, kredyty prawie spłacone, w głowie trochę życiowej mądrości. A jednak są osoby, które mimo dojrzałego wieku wciąż potykają się o ubrania na podłodze, szukają kluczy po całym domu i udają, że nie widzą rosnących stert papierów na stole.

To nie jest tylko kwestia „lenistwa” czy „zaniedbania”. Bałagan potrafi być lustrem emocji, historii rodzinnej i tego, jak traktujemy samych siebie. I bardzo często ma znacznie głębsze korzenie, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.

BAŁAGAN, KTÓRY ZACZĄŁ SIĘ W DZIECIŃSTWIE

Wiele schematów wynosimy z domu. Jeśli ktoś dorastał w mieszkaniu, gdzie wszystko było na tip-top, a każda rzecz miała swoje miejsce, często pamięta też napięcie z tym związane. Krzyk za kubek zostawiony na stole, kara za książkę na łóżku, wieczne „posprzątaj natychmiast”.

Znam kobietę, która śmieje się, że jej szafa wygląda dziś jak zemsta na dzieciństwie. Mama była obsesyjnie pedantyczna, więc kiedy jako dorosła wprowadziła się do swojego mieszkania, pozwoliła rzeczom… po prostu żyć. Z początku było w tym dużo ulgi, wolności, przekory. Problem pojawił się po latach, gdy sterty rzeczy zaczęły ją przytłaczać, ale wewnętrznie nadal czuła bunt na samą myśl o „idealnym porządku”.

Z drugiej strony, jeśli w domu rodzinnym nikt nie uczył podstaw organizacji – gdzie odkładać dokumenty, jak wyrzucać niepotrzebne rzeczy, jak dbać o wspólną przestrzeń – dorosłe życie również będzie odtwarzało ten chaos. Ciało dorosłego, nawyki dziecka.

BAŁAGAN JAKO CICHY BUNT I OBRONA WOLNOŚCI

Są osoby, które w pracy funkcjonują jak precyzyjny zegarek – terminy, tabelki, odpowiedzialność. A po powrocie do domu świadomie wpuszczają do życia nieporządek. Brzmi paradoksalnie, ale bałagan bywa czasem jedyną przestrzenią, w której nikt niczego od nich nie wymaga.

Rozrzucone ubrania, książki na kanapie, niedomknięte szafki – to może być sygnał: „tu wreszcie nie muszę być idealna”. Zwłaszcza kobiety po sześćdziesiątce buntują się przeciwko roli „strażniczki porządku”. Przez lata były tą, która musi wszystko ogarniać: dzieci, dom, święta, dokumenty, zakupy. W pewnym momencie pojawia się zmęczenie i chęć powiedzenia światu: „teraz ja decyduję, czy odkurzam, czy nie”.

Niektórym daje to poczucie psychicznej wolności. Problem zaczyna się wtedy, kiedy ten bunt zaczyna uderzać w jakość życia – w relacje, zdrowie, finanse.

KIEDY BAŁAGAN JEST KRZYKIEM O UWAGĘ

Bywa też tak, że nieporządek to wcale nie wolność, a… ciche wołanie o bliskość. Jak nastolatek, który rozrzuca wszystko po pokoju i po cichu liczy, że ktoś za niego posprząta, tak dorosły potrafi „zajmować przestrzeń” po to, by ktoś go wreszcie dostrzegł.

Po sześćdziesiątce dom często pustoszeje. Dzieci wyjeżdżają, partner żyje własnym rytmem, przyjaciele widują się rzadziej. Czasem nieświadomie tworzymy chaos, który ma sprowokować reakcję: „Pomogę ci”, „Widzę, że sobie nie radzisz”, „Jestem przy tobie”. Kłótnie o brudne naczynia czy skarpetki na środku pokoju mogą w rzeczywistości być kłótniami o uwagę, czułość, akceptację.

Jeśli w związku coraz częściej dochodzi do spięć o porządek, warto zadać sobie pytanie: czy naprawdę chodzi tylko o kubek na stole, czy może o coś dużo głębszego – strach przed odrzuceniem, poczucie samotności, lęk przed starzeniem się razem, ale osobno.

CHAOS W DOMU JAKO ODBICIE CHAOSU W GŁOWIE

Dom często wygląda tak, jak my w środku się czujemy. Gdy w życiu przychodzi etap zmian – emerytura, śmierć bliskiej osoby, rozwód, choroba – wiele osób traci wewnętrzny punkt odniesienia. Trudno wtedy utrzymać porządek, skoro w środku panuje zamieszanie, niepewność, lęk o przyszłość.

Znam historię pana w wieku 65 lat, który po śmierci żony zaczął żyć w narastającym bałaganie. Najpierw tłumaczył to brakiem czasu, potem „że to tylko na chwilę”. W rzeczywistości każda niezmyta szklanka, każdy nieodłożony papierek był dowodem na to, że jego świat przestał być tym samym miejscem. Dopiero gdy zdecydował się poprosić o pomoc – zarówno bliskich, jak i terapeutę – ruszyło sprzątanie. I to nie tylko w mieszkaniu.

Bałagan może być też efektem przygnębienia. Gdy budzisz się i zadajesz sobie pytanie „Po co?”, to trudno znaleźć motywację, by układać dokumenty czy segregować ubrania. Wtedy sprzątanie przestaje być tylko czynnością domową, a staje się elementem odzyskiwania wpływu na własne życie – krok po kroku, szuflada po szufladzie.

GDY NIE POTRAFISZ WYRZUCAĆ – PRZEDMIOTY JAK AMULETY

Po sześćdziesiątce wiele osób staje nie tylko przed własnym bałaganem, ale też przed bałaganem… odziedziczonym. Rzeczy po rodzicach, po dziadkach, pamiątki po dzieciach, które dawno wyprowadziły się z domu.

Trzymamy kredens po babci, stosy starych gazet, bibeloty z czasów PRL-u, ubrania, w które już dawno się nie mieścimy, ale „szkoda wyrzucić”. Każdy przedmiot ma historię, a wyrzucenie go bywa odbierane jak zdrada pamięci. W efekcie mieszkanie zamienia się w magazyn wspomnień, w którym coraz trudniej żyć tu i teraz.

Jedna z czytelniczek opowiadała, jak sprzątanie domu po rodzicach było dla niej szokiem. Zrozumiała wtedy, że całe życie uciekali przed rozstaniem się z rzeczami, a tak naprawdę – przed konfrontacją z przemijaniem. Po tej lekcji zaczęła stopniowo ograniczać ilość przedmiotów u siebie. Mówi, że od kiedy ma mniej, łatwiej jej oddychać i planować przyszłość, zamiast ciągle oglądać się za siebie.

OD BAŁAGANU DO SPRAWDZENIA, JAK SIĘ NAPRAWDĘ MASZ

Jeśli masz sześćdziesiąt lat (albo więcej) i patrząc na swój dom widzisz „twórczy chaos”, warto zadać sobie kilka szczerych pytań. Czy ten bałagan ci służy, czy cię męczy? Czy pomaga ci czuć się wolnym, czy raczej odbiera energię, wstydzisz się go i unikasz gości? Czy jest w nim więcej buntu, nostalgii, czy może smutku i zmęczenia?

Czasem wystarczy zacząć od małych kroków. Jednej szuflady. Jednego pudełka. Jednej półki z dokumentami. Można włączyć ulubioną muzykę, zaprosić kogoś bliskiego do pomocy, zrobić z tego symboliczny rytuał: żegnam to, co już mi nie służy, robię miejsce na lepsze rzeczy – i dosłownie, i w przenośni.

Porządek w domu nigdy nie będzie idealny, bo życie nie jest idealne. Ale warto, żeby miejsce, w którym mieszkasz, nie było dla ciebie polem minowym, tylko spokojnym azylem. Nawet po sześćdziesiątce można nauczyć się innego podejścia do rzeczy. A czasem – właśnie wtedy przychodzi najlepszy moment, by wreszcie posprzątać nie tylko szafy, ale i kilka spraw w sercu.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *