MACIEJ KURZAJEWSKI SZCZERZE O ZAZDROŚCI DO KASI CICHopeK

TRUDNA MIŁOŚĆ W BLASKU REFLEKTORÓW

Są związki, które toczą się po cichu, z dala od wzroku innych. I są takie, które od pierwszego dnia żyją pod lupą opinii publicznej. Relacja Kasi Cichopek i Macieja Kurzajewskiego bez wątpienia należy do tej drugiej kategorii. Rozwód, medialna burza, fala hejtu, zmiana pracy – wydawałoby się, że to zbyt wiele, jak na jedno uczucie. A jednak mimo wszystkich ataków, plotek i spekulacji wciąż są razem.

Co więcej, po raz pierwszy tak otwarcie padły słowa, których wielu się nie spodziewało. Maciej przyznał, że jest bardzo zazdrosny o Kasię, a nawet, że stara się kontrolować, z kim rozmawia i jak bardzo oddala się od niego w towarzystwie. Brzmi mocno, ale właśnie w tej szczerości kryje się coś, z czym identyfikuje się wiele par – bo zazdrość nie jest zarezerwowana tylko dla celebrytów.

DWIE LATA, KTÓRE WYWRÓCIŁY ŻYCIE DO GÓRY NOGAMI

Zanim pojawiło się to wyznanie, był naprawdę trudny czas. Najpierw rozwód Kasi z Marcinem Hakielem – przeżycie, które samo w sobie jest emocjonalnym trzęsieniem ziemi, nawet bez fleszy aparatów. Do tego dochodziły spekulacje o jej nowym związku, komentarze w sieci i przykre docinki ze strony osób, które najwyraźniej nie potrafiły odpuścić.

Na to wszystko nałożyła się decyzja o odejściu z TVP i przejściu do Polsatu. Zmiana stacji, nowa rzeczywistość zawodowa, nowe oczekiwania i nowa publiczność. Dla wielu osób byłby to życiowy rollercoaster, a co dopiero wtedy, gdy każdy Twój krok jest komentowany w mediach społecznościowych.

A jednak w wywiadach Kasia podkreśla, że mimo trudności ten czas miał też jasne strony. Podróże, wspólna praca, nowe projekty, małe prywatne chwile, które nie trafiają do internetu. To trochę jak w zwykłym życiu – nawet w najgorszych okresach da się znaleźć momenty, które trzymają człowieka przy nadziei.

DZIECI NA PIERWSZYM MIEJSCU – MIESZANA RODZINA W PRAKTYCE

W ich historii jest jeszcze jeden ważny wątek – dzieci. Dla Kasi to absolutny priorytet. Opiekuje się nimi naprzemiennie z byłym mężem, pilnując, by dom był miejscem bezpiecznym, otwartym i przewidywalnym, mimo życiowych zmian.

Można się z tym łatwo utożsamić, jeśli samemu ma się za sobą trudne rozstanie. Znane są sytuacje, gdy rodzice tak bardzo skupiają się na konflikcie między sobą, że gubią po drodze komfort dziecka. Kasia w swoich wypowiedziach mocno akcentuje, że kiedy dzieci są z nią, są najważniejsze.

To dobra lekcja dla wszystkich patchworkowych rodzin: nowa miłość może być pięknym etapem, ale nie może zastąpić dzieciom poczucia, że nadal są centrum świata swoich rodziców.

KIEDY ZAZDROŚĆ WYCHODZI NA WIZJĘ

W programie, w którym pojawili się razem, temat zszedł na zazdrość. I tutaj padły słowa, które wywołały falę komentarzy. Maciej powiedział otwarcie, że jest bardzo zazdrosny o swoją partnerkę. Przyznał, że to super atrakcyjna kobieta i że zdarza mu się kontrolować, jak długo rozmawia z innymi i jak bardzo się od niego oddala.

Z jednej strony – wiele osób pomyślało: klasyczna męska zazdrość, nic nowego. Z drugiej – w połączeniu ze słowem „kontroluję” zabrzmiało to dla niektórych niepokojąco. I tu pojawia się ważna refleksja, którą może wyciągnąć każdy z nas: gdzie kończy się naturalna zazdrość wynikająca z zaangażowania, a zaczyna kontrola, która może stać się ciężarem dla drugiej osoby?

ZDROWA A TOKSYCZNA ZAZDROŚĆ – GDZIE LEŻY GRANICA?

Większość z nas zna to uczucie. Ktoś spojrzy za długo na naszego partnera, ktoś napisze trochę zbyt swobodną wiadomość, ktoś z przeszłości nagle „odzywa się po latach”. Serce szybciej bije, w głowie pojawiają się czarne scenariusze. To normalne – zazdrość sama w sobie nie jest chorobą. Często oznacza po prostu, że nam zależy.

Problem zaczyna się wtedy, gdy zamiast powiedzieć: „Słuchaj, czuję się z tym niekomfortowo”, zaczynamy sprawdzać telefon, śledzić każdy ruch, odliczać minuty rozmów, komentować każde spojrzenie.

Wyobraź sobie sytuację: jesteś na spotkaniu rodzinnym, rozmawiasz z dawno niewidzianym znajomym, a po powrocie do domu słyszysz przesłuchanie zamiast zwykłego: „Jak się bawiłaś?”. Po kilku takich akcjach człowiek zaczyna się pilnować, ograniczać, wycofywać. I zamiast bliskości pojawia się napięcie.

Dlatego tak ważne jest, żeby o zazdrości mówić wprost, a nie zamieniać jej w serię małych kontroli.

JAK ROZMAWIAĆ O ZAZDROŚCI W SWOIM ZWIĄZKU

Historia Kurzajewskiego i Cichopek pokazuje coś bardzo ludzkiego: nawet dojrzały, doświadczony facet może przyznać się, że bywa zazdrosny. Nie udaje chłodnego twardziela, tylko mówi to wprost. I to może być pierwszy krok do zdrowej rozmowy.

W zwykłych, „niecelebryckich” związkach warto zrobić podobnie. Zamiast ataku, lepiej zacząć od komunikatu: „Kiedy widzę, jak długo rozmawiasz z tamtym facetem, robi mi się nieswojo. Chciałbym czuć się przy tobie bezpiecznie”. Taki sposób mówienia otwiera dialog, nie ustawia od razu drugiej strony w roli oskarżonego.

Znane są pary, które po latach przyznały, że to właśnie nieprzepracowana zazdrość po cichu zjadała ich związek. Najpierw drobne uwagi, potem wybuchy, na końcu chłód i dystans. Tymczasem często wystarczyło wcześniej usiąść, nazwać emocje i umówić się na jasne granice: co jest okej, a co już rani.

CZEGO MOŻEMY SIĘ NAUCZYĆ Z ICH HISTORII

Relacja Kasi Cichopek i Macieja Kurzajewskiego, nawet jeśli rozgrywa się w blasku kamer, niesie bardzo uniwersalne wnioski. Po pierwsze – można przeżyć burzę, rozwód, hejt i zmianę pracy, a mimo to nadal budować bliskość. Kluczem jest wsparcie najbliższych, wspólne szukanie jasnych punktów i pamięć o tym, co łączy, a nie tylko o tym, co dzieli.

Po drugie – zazdrość nie musi być końcem związku. Może być sygnałem do rozmowy i przyjrzenia się temu, czego nam brakuje: poczucia bezpieczeństwa, potwierdzenia, czułości, obecności.

A po trzecie – nawet jeśli nie jesteś gwiazdą telewizji, dobrze jest czasem zadać sobie pytanie: czy ja przypadkiem też nie „kontroluję”, zamiast rozmawiać? Czy mój partner czuje się przy mnie swobodnie, czy raczej ciągle „pod lupą”?

To, że Maciej powiedział głośno „jestem zazdrosny”, daje pretekst, by każdy zajrzał do własnego domu i swojego serca. Bo im mniej udajemy, że nic się w nas nie dzieje, tym większa szansa, że naprawdę zbudujemy coś trwałego – niezależnie od tego, czy ktoś o tym napisze w kolorowej prasie, czy nie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *