KIEDY MILION ZŁOTYCH BRZMI JAK DROBNIAKI
Większość ludzi w Polsce, słysząc „milion złotych”, widzi przed oczami spłacone kredyty, mieszkanie bez hipoteki, lepsze auto i święty spokój na lata. Tymczasem Dagmara Kaźmierska mówi wprost, że dla niej milion to żaden majątek. Przyznaje, że pieniądze się jej nie trzymają, potrafiłaby wydać ogromną kwotę w jeden dzień i… wcale nie przesadza.
Za Dagmarą stoją konkretne źródła dochodu: butik w Kudowie-Zdroju, zagraniczne wyjazdy organizowane dla turystów, współprace reklamowe w mediach społecznościowych, występy w programach telewizyjnych. To nie jest ktoś, kto żyje „od pierwszego do pierwszego”. A jednak jej podejście do pieniędzy jest skrajnie inne od tego, którego uczy się przeciętnego Kowalskiego.
To pokazuje ważną rzecz: nie wystarczy dobrze zarabiać, żeby czuć się finansowo bezpiecznym. Jeśli głowa nie nadąża za kontem, każda kwota może zniknąć szybciej, niż pojawiła się na wyciągu.
ROZRZUTNOŚĆ JAKO STYL ŻYCIA
Dagmara opowiada o sobie bez owijania w bawełnę: nie należy do osób oszczędnych, pieniądz ją „parzy”, lubi wydawać, lubi życie na wysokich obrotach. Widać to w biżuterii, stylu, podróżach, wizerunku „Królowej życia”.
Czasem bywa tak, że pieniądze stają się sposobem na podkreślenie siebie. Jedni kupują drogą torebkę, inni auto „ponad stan”, jeszcze inni – pięć par butów, choć w szafie już nie ma miejsca. Sam możesz mieć takie momenty: wypłata wpływa w piątek, a w poniedziałek już połowę pochłonęły „nagłe potrzeby”, promocje i wyjścia ze znajomymi.
Różnica jest taka, że większość ludzi rozlicza później rzeczywistość przy kasie na paliwie albo przy rachunku za prąd. Celebryci często mają przestrzeń, by tę rozrzutność rozciągnąć bardziej w czasie. Ale mechanizm w środku jest bardzo podobny.
SYN JAKO STRAŻNIK PORTFELA
Ciekawym wątkiem w historii Dagmary jest rola jej syna, Conana. To on pilnuje finansów, stoi na straży przelewów, blokuje najbardziej szalone pomysły inwestycyjne, jest pełnomocnikiem konta. W praktyce oznacza to, że dorosła, zaradna kobieta świadomie oddała część kontroli nad pieniędzmi własnemu dziecku, bo wie, że sama potrafi za mocno popłynąć.
W wielu rodzinach wygląda to podobnie, choć mniej spektakularnie. Znasz może małżeństwo, w którym jedno „ma talent do wydawania”, a drugie trzyma kartę i hasła do bankowości? Albo sytuację, gdy dorosłe dzieci pomagają rodzicom ogarnąć kredyty, chwilówki czy niepotrzebne abonamenty, bo mama albo tata nie potrafią powiedzieć „nie” sprytnemu sprzedawcy?
Tu wcale nie chodzi o to, że ktoś jest „głupi finansowo”. Często jest w tym dużo emocji – potrzeba natychmiastowej przyjemności, odreagowania stresu, nagrodzenia się po latach wyrzeczeń.
„MILION TO NIE PIENIĄDZ” – MENTALNOŚĆ, KTÓRA POTRAFI ZNISZCZYĆ KAŻDY BUDŻET
Z pozoru to tylko kontrowersyjne zdanie, które dobrze brzmi w nagłówkach. Ale za takim hasłem kryje się konkretna mentalność: przekonanie, że pieniądze są po to, by je wydawać, a przyszłość „jakoś się ułoży”.
W praktyce wygląda to tak: nawet jeśli pojawia się większa kwota, zamiast spokoju pojawiają się nowe pomysły. Remont? Nowe auto? Kolejna podróż? Drogi zegarek? To trochę jak z wygraną na loterii – historie ludzi, którzy po kilku latach wrócili do punktu wyjścia, wcale nie są rzadkie.
Być może sam miałeś taki epizod: premia w pracy, sprzedaż auta drożej, niż myślałeś, zwrot podatku. Zamiast odetchnąć i odłożyć, pieniądze „rozpłynęły się”. Restauracje, zakupy, nagłe zachcianki. A po miesiącu – znowu to samo napięcie przy opłatach.
CZEGO MOŻEMY SIĘ NAUCZYĆ Z HISTORII „KRÓLOWEJ ŻYCIA”?
Paradoksalnie, właśnie z tak skrajnych historii można wyciągnąć najwięcej wniosków dla siebie. Dagmara pokazuje, jak może wyglądać życie, kiedy pieniądze cały czas są w ruchu, ale nigdy nie dają poczucia bezpieczeństwa. Nawet jeśli na koncie przewijają się duże sumy, brak planu sprawia, że jutro znowu trzeba „kombinować”.
Dobrym ćwiczeniem jest zadanie sobie prostego pytania: co by się stało, gdybyś jutro dostał milion złotych? Gdy opowiadasz o tym znajomym, większość mówi o wydatkach: spłata kredytu, mieszkanie dla dziecka, wymiana samochodu, wymarzona wycieczka. Mało kto zaczyna od pytania: jak sprawić, żeby te pieniądze pracowały na mnie przez lata, a nie zniknęły w jeden rok.
JEDEN KONTOLOMAN W DOMU TO NIE WSTYD
Historia Dagmary i Conana pokazuje jeszcze jedną ważną rzecz: nie każdy musi być mistrzem finansów. Są ludzie, którzy świetnie ogarniają biznes, relacje, kreatywność, ale kompletnie nie czują budżetu domowego. I to jest w porządku – pod warunkiem, że mają obok kogoś, kto pomoże im zatrzymać się przed przepaścią.
Znam historię pewnej pary po pięćdziesiątce. Ona uwielbia kupować prezenty, dekoracje, „okazje”. On jest typem księgowego z natury. Przez lata kłócili się o każdą złotówkę, aż wreszcie usiedli i ustalili prostą zasadę: on ogarnia rachunki, inwestycje i długoterminowe cele, ona ma swoją „pulę szaleństwa” na przyjemności. Nagle zamiast awantur pojawił się spokój, bo oboje mieli swoją przestrzeń.
Nie trzeba być milionerem, żeby zastosować podobny schemat. Wystarczy przyznać się przed sobą, czy jesteś bliżej stylu „Conan”, czy raczej „Dagmara” – i odpowiednio ułożyć zasady.
PIENIĄDZE SĄ EMOCJĄ, NIE TYLKO CYFRĄ NA KONCIE
Najważniejszy wniosek z tej historii jest bardzo prosty: pieniądze to nie tylko matematyka. Za naszym podejściem do wydawania, oszczędzania i planowania stoją przeżycia, kompleksy, potrzeba pokazania się, nagrodzenia siebie albo uciszenia stresu.
Dagmara Kaźmierska budzi skrajne emocje – jedni ją lubią, inni ostro krytykują. Ale jej słowa o tym, że milion to „żaden pieniądz”, dobrze pokazują, jak łatwo można stracić kontakt z realną wartością pieniędzy, gdy życie pędzi w rytmie reflektorów i szybkich wrażeń.
Dla większości z nas ten milion wciąż jest czymś ogromnym. I może warto, zamiast oburzać się na celebryckie podejście, spojrzeć na własne nawyki. Bo czasem w skali mikro robimy dokładnie to samo, tylko z mniejszymi kwotami. I właśnie od tych małych decyzji zaczyna się prawdziwe poczucie bezpieczeństwa – niezależnie od tego, czy na koncie jest tysiąc, dziesięć tysięcy czy… milion.




