NIEWINNY BAŁAGAN CZY POCZĄTEK HORRORU
Wiesz, jak to jest: wracasz z pracy, rzucasz kluczyki na siedzenie, na podłodze kilka okruszków po bułce, gdzieś wciśnięty paragon ze stacji. Standardowy bałagan w aucie, nic wielkiego. Tak właśnie myślałem, dopóki pewnego dnia nie zauważyłem czegoś wciśniętego między pas bezpieczeństwa a tapicerkę.
Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak zasuszony owad, może jakaś większa muszka albo robak, który nie przeżył spotkania z upałem. Wzruszyłem ramionami i po prostu to zignorowałem. Ale chwilę później zobaczyłem kolejnego „trupa” przy tylnym siedzeniu. A potem następnego przy zawiasie drzwi. W tym momencie przestało mi być do śmiechu, bo zdałem sobie sprawę, że to nie był przypadek.
MOMENT, W KTÓRYM ROBI SIĘ NAPRAWDĘ NIESWOJO
Kiedy w końcu postanowiłem przyjrzeć się temu z bliska, przeszły mnie ciarki. Długie, chude nogi, coś w rodzaju szczypiec z przodu, głowa, która wyglądała, jakby należała do stworzenia z filmu science fiction. To nie była zwykła muchówka czy pajączek z piwnicy.
Im dłużej się wpatrywałem, tym bardziej czułem nieprzyjemne mrowienie na karku. W głowie pojawiła się prosta myśl: dobrze, że to jest martwe. A zaraz po niej druga: a co, jeśli któryś jeszcze żyje i właśnie siedzi gdzieś pod fotelem kierowcy? Wystarczyło wyobrazić sobie, że takie stworzenie nagle pojawia się na nodze w czasie jazdy, żeby ręce same zaczęły mi się lekko trząść.
TAJEMNICZY GOŚĆ: SOLIFUGAE, CZYLI „PAJĄK WIELBŁĄD”
Odpowiedź znalazłem dopiero wtedy, gdy sięgnąłem po telefon i wpisałem kilka haseł w wyszukiwarkę. Okazało się, że to przedstawiciele rzędu Solifugae, potocznie nazywani pająkami wielbłądzimi, pająkami słonecznymi albo skorpionami wietrznymi. Brzmi groźnie? Wyglądają jeszcze gorzej.
Najciekawsze jest to, że wbrew nazwie nie są ani typowymi pająkami, ani skorpionami, choć coś z jednych i drugich w sobie mają. Poruszają się szybko, wyglądają jak skrzyżowanie koszmaru z piasków pustyni z wielkim pająkiem, ale co ważne – nie dysponują jadem zagrażającym człowiekowi. To jednak wcale nie oznacza, że są nieszkodliwe.
CZY ICH UKĄSZENIE JEST NIEBEZPIECZNE?
Solifugi potrafią naprawdę boleśnie ugryźć. Ich szczęki są mocne, przystosowane do chwytania i rozrywania ofiary. Dla człowieka oznacza to silny, miejscowy ból, zaczerwienienie i obrzęk, który może utrzymywać się przez dłuższą chwilę.
Jeżeli dojdzie do takiego ugryzienia, miejsce najlepiej od razu umyć wodą z mydłem, zdezynfekować i obserwować. Tak jak przy każdym naruszeniu skóry istnieje ryzyko infekcji, bo bakterie z ich aparatu gębowego mogą trafić do rany. W skrajnych przypadkach, jeśli ktoś zignoruje objawy przez dłuższy czas, może dojść do poważniejszego uszkodzenia tkanek. Do tego dochodzi jeszcze coś, czego lekarze nie wpisują w kartę – stres i lęk. Bo świadomość, że coś takiego łaziło po twoim aucie, potrafi nieźle namieszać w głowie.
JAK SAM ZAPROSIŁEM JE DO SAMOCHODU
Kiedy poukładałem sobie w głowie fakty, dotarło do mnie, że w pewnym sensie sam byłem winny. Auto często zostawiałem na zewnątrz, w pobliżu suchych krzaków i piasku. W środku pojawiały się resztki jedzenia, jakieś chipsy, okruszki po drożdżówce, butelka po słodkim napoju. Inne owady miały tam niezłą stołówkę, a solifugi uwielbiają polować właśnie na takie mniejsze ofiary.
Im mniej dbasz o porządek, im bardziej twoje auto przypomina ruchomy śmietnik, tym większa szansa, że coś się tam wprowadzi na stałe. Przyznam szczerze, że dopiero wizja kolejnego „gościa” wyskakującego spod siedzenia sprawiła, że wziąłem odkurzacz, rękawiczki i przeszedłem na tryb misji specjalnej.
PROSTE NAWYKI, KTÓRE OSZCZĘDZĄ CI NERWÓW
Zacząłem od gruntownego sprzątania. Odkurzyłem wszystkie zakamarki, podniosłem dywaniki, przesunąłem fotele, zajrzałem w miejsca, które od dawna nie widziały światła dziennego. Każdą szczelinę między plastikiem a tapicerką potraktowałem jak potencjalną kryjówkę.
Potem zająłem się drzwiami i uszczelkami. Sprawdziłem, czy nie ma tam pęknięć, przez które mogłyby wpełzać różne stworzenia. Samochód, który wygląda na szczelny z zewnątrz, czasem ma mnóstwo małych „wejść”, których na co dzień nie zauważasz.
Kolejny krok to zapach. Niektórzy stosują naturalne olejki, na przykład miętowy czy cytrusowy, których intensywna woń nie odpowiada wielu owadom. Nie twierdzę, że to magiczna bariera nie do przejścia, ale na pewno nie jest im wtedy tak przyjemnie jak w aucie pachnącym słodkimi resztkami jedzenia.
No właśnie – jedzenie. To był mój największy błąd. Po tym doświadczeniu przestałem zostawiać w aucie opakowania po fast foodach, słodyczach czy sokach. Jeden dzień przyzwyczajenia mniej, za to dużo spokojniejsze nerwy.
KIEDY WARTO POPROSIĆ O POMOC
Jeśli widzisz pojedyncze sztuki, możesz prawdopodobnie poradzić sobie sam, sprzątając dokładnie wnętrze i zmieniając swoje nawyki. Ale gdy masz wrażenie, że te stworzenia naprawdę „zadomowiły się” w twoim samochodzie albo w garażu, lepiej skontaktować się ze specjalistą od zwalczania szkodników.
Szczególnie warto o tym pomyśleć, jeśli z auta korzystają dzieci, osoby starsze albo ktoś, kto panicznie boi się owadów i pająków. Lepiej raz zapłacić fachowcowi, niż później leczyć nie tylko rany po ugryzieniu, ale też traumę po jeździe z niespodziewanym lokatorem.
LEKCJA NA PRZYSZŁOŚĆ: ZANIM ZAPNIESZ PASY, RZUĆ OKIEM
Dziś, zanim ruszę z miejsca, mimowolnie zerkam na pasy, rogi foteli i okolice nóg. To trwa kilka sekund, ale daje mi poczucie kontroli. Nie chodzi o życie w strachu, tylko o zdrowy nawyk.
Ta sytuacja nauczyła mnie dwóch rzeczy. Po pierwsze – samochód to nie tylko środek transportu, ale też mikrośrodowisko, do którego mogą wprowadzić się nieproszeni goście. Po drugie – im bardziej dbasz o porządek, tym mniej kusisz naturę, żeby się do ciebie wprowadziła.
Jeśli parkujesz na zewnątrz, przy suchych krzakach, piasku czy nieużytkach, warto raz na jakiś czas zrobić „przegląd życia” w swoim aucie. Lepiej samemu odkryć, co tam siedzi, niż następnym razem poczuć czyjś ruch na nodze w czasie jazdy. Bo natura rzadko puka grzecznie do drzwi. Czasem po prostu wpełza tam, gdzie znajdzie ciepło, cień i wygodne kryjówki – na przykład prosto do twojego samochodu.




